Bziukanie i tarabanienie - czyli druhowie w wielkanocnej odsłonie

Siuda Baba grasująca w Wieliczce, Dziady Śmiguśne w Dobrej czy Spalony Judasz w Skoczowie to tylko niektóre z osobliwych i coraz rzadziej spotykanych lokalnych obrzędów wielkanocnych. Druhowie kultywują swoje zwyczaje, które do ich niewielkich miejscowości ściągają przybyszów z innych miast. Bo lokalne tradycje warte są pielęgnowania, a ich koloryt i osobliwość to nasze wspólne dobro.

BZIUKANIE w Koprzywnicy
W Koprzywnicy koło Sandomierza od ponad 100 lat w Wielką Sobotę kultywowany jest zwyczaj bziukania – późnym wieczorem w czasie mszy rezurekcyjnej, podczas procesji strażacy z Ochotniczej Straży Pożarnej wydmuchują potężne słupy ognia, czyli właśnie tak zwane bziuki.
W ten sposób oświetlana jest droga kapłanowi niosącemu monstrancję. Jest to również wyraz radości ze Zmartwychwstania Chrystusa, ponieważ druhowie wydmuchując ogień, wysoko przy tym podskakują – powiedział prezes Ochotniczej Straży Pożarnej w Koprzywnicy Zbigniew Cybuchowski.
Strażak w jednej ręce ma pochodnię, w drugiej naftę. Nabiera łyk nafty, wydmuchuje w powietrze – w górę – i podpala pochodnią.
Koprzywnickie Bziuki w 2020 roku zostały wpisane na listę niematerialnego dziedzictwa kultury.

TARABANIENIE w Iwaniskach
W Iwaniskach, położonych 30 km od Koprzywnicy, odbywa się natomiast tarabanienie. To walenie w taraban, czyli w ogromny bęben. Nikt nie pamięta, kiedy ten bęben został sprowadzony. Faktem jest, że jest pieczołowicie przechowywany w tutejszej remizie OSP i na kilka minut przez północą, w czasie czuwania przy grocie Jezusa, bęben zostaje wniesiony do miejscowego kościoła i o północy zaczyna się tarabanienie.
Strażacy wybijają charakterystyczny rytm, a potem młodzi kawalerowie przemierzają z tym bębnem ulice miasteczka. Zatrzymują się oczywiście przed domami panien, bo wiadomo, że święta mają również kontekst matrymonialny. Z kolei gospodarze domów, przed którymi się tarabaniarze zatrzymują, częstują ich i zapraszają do środka. Bębnienie trwa do rozpoczęcia mszy rezurekcyjnej w niedzielny poranek. Ma to nawiązywać do zmartwychwstania Chrystusa, kiedy powstał ogromny huk, pękały skały.

WIELKI UPADEK
Strażacy Ochotnicy z Tyszowiec w woj. lubelskim najpierw czuwają przy grobie Jezusa, a później upadają i uciekają z kościoła. Tradycja wzięła się od przekazu z Ewangelii według św. Mateusza, gdzie opisane jest zmartwychwstanie Jezusa. Strażnicy strzegący grobu mieli "zadrżeć ze strachu przed Aniołem Pańskim, który pojawił się nagle i odsunął kamień, i stali jakby umarli". Stąd też przyjęto, że strażnicy upadli bez ruchu. Jak się okazuje, takie sceny można oglądać w Tyszowcach już od wielu lat. Kiedyś było nawet bardziej spektakularnie, bo strażacy robili fikołki. Komendant OSP Tyszowce przekonuje, że strażacy podchodzą do swojej roli bardzo poważnie. Wcześniej ustalają przebieg widowiska i dogrywają wszystkie szczegóły. "Ucieczka" strażaków z tyszowieckiego kościoła to nie jedyna tradycja kultywowana w tym miejscu. Podczas mszy rezurekcyjnej można też zobaczyć wyjątkowe świece z naturalnego wosku pszczelego, które mają aż 5 m wysokości. Są wystawiane przy okazji najważniejszych uroczystości w mieście.
Zgodnie z miejscową legendą, zwyczaj ich odlewania sięga potopu szwedzkiego, gdy w Tyszowcach zawiązała się konfederacja szlachty wymierzona w najeźdźcę. Wróg miał wysłać świece w podarunku, jednak w środku miały być one wypełnione prochem i doprowadzić do potężnej eksplozji. Podstęp ostatecznie się nie udał.

STÓJKA
Jedną z najważniejszych wielkanocnych strażackich tradycji jest warta honorowa przy Grobie Pańskim. Tradycja warty honorowej tzw. „stójka”, jak nazywa się w żargonie strażackim, sięga czasów średniowiecznych. Warta odbywa się cyklami, tzw. „zmiana” dokonywana jest według ustalonego wcześniej harmonogramu. Cały ten czas strażacy stoją przy Grobie Pańskim nieruchomo, mają okazję modlić się w skupieniu. Nie jest to łatwe zadanie, gdyż trzeba wytrzymać w bezruchu przez cały czas trzymania warty. Stopy razem, palce środkowe dłoni na szwie spodni, wzrok przed siebie. Można tylko mrugać, nie wolno nic mówić i uśmiechać się, należy zachować powagę. W niektórych miejscowościach strażacy zamiast toporków dzierżą w ręku halabardę. To dawna broń dwuręczna używana przez straż miejską i pałacową, posiadająca ok. 2,5 m drzewce z głownią łączącą w sobie elementy trzech broni: topora z jednej strony, haka z drugiej i włóczni pośrodku (w postaci długiego grotu).

DYNGUS NA DACHACH
W niektórych rejonach Polski ciekawie obchodzony jest także śmigus-dyngus. Strażacy wówczas polewają dachy domów. Ma to uchronić domostwa przed ogniem.
W Krasowcu strażacy ochotnicy jeżdżą od domu do domu i leją wodę. Kto chce, temu poleją dach wodą ze strażackiej armatki. Jak przyznają mieszkańcy – taki zwyczaj sprawia im radość i mimo zachlapanych okien warto zrobić zimny prysznic swojej posesji. A za „lanie wody” nagrody nie zabrakło. Strażacy zbierali pieniądze, które później przeznaczą na doposażenie jednostki.
Wozy strażackie wyjechały na ulice, gdzie rozpoczęła się prawdziwa wodna wojna. Kiedyś w dyngusa na osiedlach to był normalny widok, teraz takie akcje dzieją się tylko w ramach zaplanowanych akcji i z udziałem osób przygotowanych i chętnych do polewania i bycia polewanym. Mieszkańcy z wiadrami i butelkami, strażacy z armatkami i wężami, ale walka była wyrównana. W Suchej to już tradycja, że druhowie w lany poniedziałek wyjeżdżają z jednostki i symbolicznie polewają dachy domów i gospodarstw. Zabawa z mieszkańcami to dodatkowy element tradycji. Na licznych nagraniach z wodnej wojny w Suchej widać, że i mieszkańcy i strażacy bawią się świetnie. Jednostka postawiła też na połączenie przyjemnego z pożytecznym, bo przy okazji ochotnicy zbierali datki na bieżące funkcjonowanie jednostki OSP Sucha.