Skok na głęboką wodę...czyli o nurkujących strażakach-ratownikach.

Wśród licznych zdolności i umiejętności kandydaci na przyszłych strażaków muszą wykazać się w testach sprawnościowych podstawową umiejętnością pływania.  Test z pływania uznaje się za zaliczony, jeżeli kandydat przepłynął dowolnym stylem dystans 50 metrów w czasie nie dłuższym niż 60 sekund. Są jednak tacy, którzy ten „wodny” aspekt pracy w straży rozwinęli w stopniu ponadprzeciętnym.
Większości z nas nurkowanie kojarzy się z wakacjami, feerią barw koralowych raf, przygodą i pasją. Każdemu, kto zanurzył się pod wodę z butlą na plecach podwodny świat pokazał swe piękne oblicze. Pełne dziwów i cudów, niezwykłych mieszkańców, malowniczych miejsc oraz kapsuł czasu w postaci zatopionych „skarbów” z przeszłości. Z pewnością również na osobach, które nigdy nie nurkowały, zdjęcia i filmy spod wody robią olbrzymie wrażenie.
Istnieje jednak i inne oblicze nurkowania, będące zupełnym przeciwieństwem tego, o czym myśli statystyczny Kowalski, słysząc słowo nurkowanie. To codzienna służba i zadania, stojące przed nurkami Straży Pożarnej. W ramach swoich zadań strażacy – nurkowie mają różne obowiązki, a jednym z nich jest ten najmniej przyjemny – poszukiwanie zwłok pod wodą.
Do niedawna ratownictwo wodne w straży opierało się głównie na grupach wodno-nurkowych, których głównym zadaniem było prowadzenie działań humanitarnych, utożsamianych przede wszystkim z poszukiwaniem zwłok. Dziś coraz większy nacisk kładzie się na ratownictwo powierzchniowe. Wprowadzenie Zasad organizacji ratownictwa wodnego w KSRG dały możliwość prowadzenia przez nurków skutecznych działań ratowniczych związanych z poszukiwaniem ludzi i ich ewakuacją spod wody, a w dalszej kolejności kontynuowanie akcji ratowniczej na powierzchni w celu przywrócenia czynności życiowych u poszkodowanych.

W szkoleniu i działaniu grup wodno-nurkowych akcent zdecydowanie się przesuwa z prowadzenia robót nurkowych na działania powierzchniowe. Samo życie pokazuje, że dużo więcej jest potrzeb stricte ratowniczych. System poszukiwań podwodnych i działań w akcjach długotrwałych, np. w trakcie powodzi jest już całkiem dobrze rozpracowany. Ale jeśli chodzi o skuteczność działań ratowniczych na wodzie, to jest jeszcze wiele do zrobienia. Jednostki nie mają żadnego wpływu na to, jak szybko zostaną zawiadomione o zdarzeniu na wodzie, ale na czas reakcji i jakość naszych działań – już tak. Przede wszystkim należy zrobić dobre rozpoznanie akwenów na swoim terenie chronionym. Trzeba znać czasy dotarcia do wszystkich miejsc, gdzie takie wypadki mogą się zdarzyć. W większości są to obiekty niestrzeżone, zwłaszcza w okresie zimowym. Straż pożarna jest  służbą dyspozycyjną przez 24 godziny na dobę i to przez wszystkie sezony roku. To na PSP, OSP i KSRG ciąży obowiązek tworzenia ratownictwa wodnego i podniesienia go na taki poziom, żeby ludzi zagrożonych wyciągać z wody żywych. A to nie jest takie proste.
Z jakością działań ratowniczych prowadzonych na wodzie bywa różnie. Nie każdy ze strażaków ma doświadczenie z takich akcji, nie każdy umie dostatecznie dobrze pływać.
Umiejętność pływania nie wszędzie jest koniecznością – są przecież powiaty, gdzie nie ma żadnych akwenów. Jednak aby zostać przyjętym do służby np. w JRG w Piotrkowie Trybunalskim, trzeba m.in. przepłynąć dystans 50 m w czasie poniżej 90 s – ten wymóg wprowadzono już kilka lat temu. Zmusza do tego specyfika obszaru chronionego – z licznymi ciekami wodnymi, zalewami Sulejowskim i Cieszanowickim. Ale nawet gdyby taki obowiązek został odgórnie narzucony – na przykład od 1 stycznia br. wszyscy nowo przyjęci do służby strażacy muszą umieć pływać – nie nastąpi żadna rewolucyjna zmiana. Bo co z resztą strażaków? Z tymi, którzy służą 10, 15 czy 20 lat? Może i niektórzy z nich nauczyliby się pływać, ale ilu zostanie dobrymi ratownikami? Nie chodzi przecież tylko o to, żeby umieć pływać, lecz by pływając, umieć ratować.
Przesunięcie akcentu na ratownictwo powierzchniowe ma swoje konsekwencje chociażby dla nurków – mniej wydatków na sprzęt do nurkowania, mniej szkoleń, zgrupowań nurkowych.
Kiedy w PSP wdrażano ratownictwo medyczne, strażacy doszkalali się w szkołach medycznych, a do straży przyjmowani byli ratownicy medyczni. Strażacy ze specjalistycznych grup ratownictwa wodno-nurkowego są liderami w ratownictwie wodnym. Członek SGRWN to nie tylko nurek. To zwykle omnibus – znakomicie pływa, ma uprawnienia ratownika wodnego, sternika motorowodnego, szkolenie ratownicze na wodach szybkopłynących i powodziowych, uprawnienia do obsługi urządzeń wysokociśnieniowych (sprężarek) i prawo jazdy kategorii C oraz E do C (na holowanie przyczep), większość umie prowadzić poduszkowiec. Nurkowie mają wiedzę i umiejętności, których nam potrzeba, by rozwijać ratownictwo wodne na poziomie podstawowym.
Ratownictwo powierzchniowe realizowane jest na szkoleniu podstawowym, ale to zaledwie liźnięcie tematu. I nagle strażacy mają być ratownikami wodnymi.
Życie pokazuje, jak czasami wyglądają akcje nad wodą. Strażacy, którzy przychodzą do jednostki nie mają żadnego doświadczenia, trzeba ich doszkolić. Każda specjalistyczna grupa ratownictwa wodno-nurkowego (SGRWN) ma swój własny program szkolenia doskonalącego i jeśli on jest dobrze skonstruowany, obejmuje wszystkie aspekty ratownictwa wodnego, w tym ćwiczenia na wodach otwartych, rzekach, akwenach zalodzonych z użyciem sprzętu ratowniczego. Strażacy z tych grup mają dużo do zrobienia na zmianach służbowych, mogą dzielić się swoją wiedzą i doświadczeniem z innymi strażakami. Bardzo ważna jest też współpraca z innymi organizacjami ratowniczymi, np. z WOPR-em, a zwłaszcza pozyskiwanie wiedzy od ratowników wodnych. Oni chcą się nią dzielić. Strażacy bez specjalizacji wodno-nurkowej nie mają takich umiejętności i doświadczenia, takiej biegłości w ratownictwie wodnym, jak WOPRowcy. Nie musimy więc wyważać otwartych drzwi. Rozwiązaniem problemu jest współpraca oraz wdrażanie wiedzy i doświadczenia innych w trakcie naszych szkoleń doskonalących.
Środowisko nurków jest podzielone, różne są szkoły nurkowania.
Nurkowie-ratownicy trochę inaczej patrzą na specyfikę nurkowania, chociaż większość z nich wywodzi się z nurkowania amatorskiego. Zasadnicza różnica polega na tym, że nurkowie-ratownicy nie szkolą się tylko wtedy, gdy woda ma 22-25ºC, jest ciepło i przyjemnie. Nurek wyszkolony w takich warunkach musiałby przecież któregoś dnia np. ma wejść pod lód. Zupełnie inaczej zachowuje się człowiek w zmrożonym skafandrze, któremu automaty mogą za chwilę zamarznąć, który ubiera się w niskiej temperaturze, wchodzi do lodowatej wody i musi reagować na zupełnie inne zagrożenia.
Strażacy, którzy przychodzą na kurs młodszego nurka MSW bywają zaskoczeni. Nie raz pojawiały się głosy, dlaczego szkolenie odbywa się w grudniu, a nie w czerwcu. Szkolenia, które są prowadzone w listopadzie, grudniu czy marcu, to zupełnie inne wyzwanie, zarówno dla nurka, jak i instruktora. Poznaje się wtedy ludzi. Liczą się niuanse – umiejętność ubierania się w skafander suchy, odporność na zimno i trudne warunki hydro-meteorologiczne. Kursanci różnie na to reagują. Zawsze podkreślam na końcu szkolenia, że ci, którzy je kończyli w tych zimnych miesiącach, dadzą sobie radę w każdych warunkach. A przecież nurek MSW ma być przygotowany do działań przez 24 godziny przez wszystkie dni w roku, niezależnie od pogody. Jest to też przygotowanie do nurkowania w zimnej wodzie w okresie letnim. W Polsce przeważają jeziora polodowcowe, w których woda poniżej 10 metrów ma + 4 – 6°C.
Dokłada się też chyba starań, by te niedogodności szkoleniowe przynajmniej w minimalnym stopniu zredukować? Na platformach w Bornem-Sulinowie są pomieszczenia, w których można się schować przed zimnem czy wiatrem.

Nurek wyszkolony na poziomie P1, na przykład płetwonurek KDP/CMAS lub innej organizacji nurkowej, musi zostać dodatkowo wyszkolony pod kątem pracy w straży pożarnej. Nurkowie amatorzy są teraz dużo gorzej wyszkoleni niż kilka lat temu. Nurkowanie w nocy i nawigacja podwodna była kiedyś standardem, a dziś często realizuje się je na odrębnych szkoleniach. Takie braki, z którymi trafiają kandydaci na młodszych nurków zawodowych, znacznie utrudniają pracę instruktorom, bo zamiast realizować poszczególne elementy szkolenia, trzeba wyrównywać ich poziom nurkowy, a przez to traci się cenny czas. Tak naprawdę powinni oni przechodzić odrębny kurs przygotowujący do szkolenia na młodszego nurka. Największym przeskokiem w technice nurkowej jest używanie suchego skafandra, zestawu dwubutlowego i maski pełnotwarzowej z łącznością. Kiedy nurek założy taki zestaw pierwszy raz, czuje się jak okuty w lekką zbroję, dla niektórych jest to pewien dyskomfort. Strażacy są jedyną  dużą grupą zawodową, która używa maski pełnotwarzowej. Pomijając nurków z Marynarki Wojennej, którzy używają specjalnych hełmów wykorzystywanych przez nurków głębinowych. Program szkolenia dla tej maski stworzyli właśnie strażacy-instruktorzy.

SZKOLENIE
Co roku odbywają się kursy dla Nurków MSWiA na różnym poziomie zaawansowania -  na młodszego nurka, nurka i kierownika robót nurkowych MSW. Organizatorem są poszczególne Komendy Wojewódzkie PSP, a miejscem ćwiczeń Wojewódzki Ośrodek Szkolenia PSP w Bornem Sulinowie (poligon wodny usytuowany na jeziorze Pile). Kandydat na nurka w PSP winien odbyć przeszkolenie w zakresie podstawowym w nurkowaniu do 20m, pod nadzorem płetwonurka z wyższym stopniem, bądź instruktora płetwonurkowania oraz kurs specjalistyczny w zakresie nurkowań w skafandrach suchych. Kolejnymi krokami jest nabywanie uprawnień na kursach specjalistycznych np. nurkowania podlodowego czy pecjalistycznych robót nurkowych (jak na przykład cięcie podwodne – termiczne i hydrauliczne).